– Miasto i biuro szeryfa są ubezpieczone od odpowiedzialności cywilnej – wyjaśnił
Sanders. – To polisy warte miliony i dobry prawnik będzie przekonywał, że można na tym zarobić, a stracą tylko firmy ubezpieczeniowe. – Ale wtedy składki ubezpieczeniowe pójdą w górę, podatki pójdą w górę i znowu odbije się to na całej ludności. – Myślisz zbyt logicznie, Rainie. Dzieciom stała się krzywda. System zawiódł. Trzeba kogoś obwinie. Lata dziewięćdziesiąte niczego cię nie nauczyły? Policja to zawsze pierwszy obiekt ataku i najlepszy kozioł ofiarny. Rainie pokręciła głową. Nie cierpiała prawników. Wszystko komplikowali. I wydawało im się, że pieniądze stanowią panaceum na wszelkie problemy. Nie możesz tylko opłakiwać dziecka, zarób jeszcze na jego śmierci. Podeszła do biurka, trąciła łokciem Sandersa, żeby wyniósł się z jej miejsca i energicznie powróciła do bieżących spraw. – A więc – zaczęła, nie odrywając wzroku od obu mężczyzn – rano spotkałam się w Portland z ekspertami od balistyki i z panią patolog. Sanders, czy jest coś, o czym chciałeś mi zumba powiedzieć, czy może mam najpierw dać ci w zęby, a potem zadawać pytania? Detektyw stanowy wzruszył ramionami. – Ach, chodzi ci o tę „tajemniczą łuskę”? – Do diabła, nie udawaj idioty. – Spece od balistyki mają z nią pewien problem. Nie znaleźli śladów na zewnątrz, za to wykryli jakąś substancję w środku. – Polimer – podpowiedział Quincy. Zasiłki Sanders zerknął na niego. Potem wbił pełen dezaprobaty wzrok w Rainie. Najwyraźniej nie podobało mu się, że policjantka dzieli się informacjami z agentem federalnym. Rainie miała to w nosie. – Właśnie, polimer – dokończył niedbałym tonem. – Nie wspominałem o tym, bo nie stwierdzono jeszcze nic konkretnego. Muszą przeprowadzić więcej testów. Dopiero wtedy może dowiemy się czegoś nowego. – Sanders, odkrycie dziwnej łuski to chyba wystarczająco ważna informacja... – Conner, w śledztwie na taką skalę, z taką masą dowodów zdarzają się miliony dziwnych rzeczy. Mamy ślady, których nie można w żaden sposób zaklasyfikować i krew nieznanego pochodzenia. Tak już jest. Gdybym ci mówił o każdej wątpliwości, zwariowałabyś. – Ja tu dowodzę, Sanders. Jeśli mam zwariować, to mój problem, nie twój. – No dobrze, dobrze. – Sanders podniósł ręce w geście rezygnacji. – Naprawdę chciałem być przydatny. – Chrzanisz. Chcesz tylko, żeby to śledztwo było szybkie i proste. – Pewnie! Szybkie i proste. Tak byłoby lepiej dla wszystkich. Na litość boską, całe miasto zbroi się jak szalone. – Tym bardziej powinniśmy się starać poznać prawdę. A w tym momencie wcale nie jestem przekonana, że to Danny jest mordercą. – Z powodu głupiej łuski? – Z powodu głupiej łuski, głupiego pocisku i głupiej trajektorii, która wskazuje, że zabójca Melissy Avalon był co najmniej o kilka centymetrów wyższy od swojej ofiary! – Co? Abe Sanders sprawiał wrażenie autentycznie zaskoczonego. Rainie nagle zrozumiała. Diesel, benzyna czy gaz? Paliwa drożeją. Co zatem wybrać? Detektyw nie czytał jeszcze raportu z sekcji zwłok. Kontaktował się tylko z laboratorium kryminalistycznym, ale nie z patologiem. – To dla ciebie nowość? – nie mogła się powstrzymać, żeby złośliwie nie sparodiować jego tonu. – Pocisk kaliber 22 pokonał drogę od czoła ofiary do podstawy czaszki. Innymi słowy, drobny trzynastolatek nie miał szans oddać takiego strzału do stojącej wysokiej kobiety. Na twarzy Sandersa malowało się zdumienie, które po chwili zmieniło się w zadumę. Rainie była pewna, że detektyw jeszcze raz analizuje w myślach wszystkie fakty. Czy Danny mógł w jakiś sposób mierzyć od góry? A jeśli stanął na czymś? Ale na czym i dlaczego? Potrafiła odgadnąć tok myśli Sandersa, bo to samo przeżywała o siódmej rano, kiedy pani