- Przywiozła pani to wszystko z Dorsetshire?
- Całą garderobę. Kuzyn Lucien kazał tu wstawić drugą szafę i przeznaczył biały pokój na resztę rzeczy mamy i moich. Tutaj trzymam stroje wieczorowe. Alexandra uniosła brwi. - Mój Boże. Rose wskazała na żółtą suknię rozłożoną na łóżku. - Co pani o niej sądzi? Mama uważa, że żółty to mój kolor, ale panna Brookhollow zwykle polecała mi niebieski, jako bardziej stonowany. - Zobaczmy niebieską. Pokojówka dosłownie zniknęła w obszernej szafie i po chwili zjawiła się z jeszcze żywszą wersją osławionej pawiej sukni. - Hm. Mogę rzucić okiem na inne stroje. - Och, wiedziałam, że będzie nieodpowiednia - powiedziała Rose żałosnym tonem, wyginając usta w podkówkę. W jej oczach zalśniły łzy. Alexandra spojrzała na pokojówkę. - Możesz nas zostawić same na kilka minut? - Oczywiście, proszę pani. - Służąca dygnęła i wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi. - Panno Delacroix, lord Kilcairn zatrudnił mnie, żebym nauczyła panią manier, bo pragnie znaleźć dla pani męża, który zapewni rodzinie życie na odpowiednim poziomie. Rose skinęła głową, ale po minie było widać, że nie bardzo rozumie, do czego zmierza guwernantka. - Płacze pani dlatego, że nie chce wychodzić za mąż, czy dlatego, że nie idzie tak gładko, jak się pani spodziewała? Dziewczyna zamrugała kilka razy. - Kuzynowi Lucienowi nie podoba się nic, co robię, a tak bardzo mi zależy, żeby go zadowolić. I mamę również. - Pragnie pani wyjść za arystokratę? - O, tak. - I zrobi pani wszystko, żeby osiągnąć cel? - O, tak, panno Gallant! - Chwyciła jej dłonie. - Myśli pani, że jest dla mnie nadzieja? - Tak. I proszę mi mówić Alexandra albo Lex. Tak mnie nazywają wszyscy przyjaciele. Panna Delacroix uśmiechnęła się radośnie. - Dziękuję, Lex. A ty mów mi Rose. - Dobrze. Teraz przejrzymy twoją garderobę, a jutro umówimy się z krawcową. W pewnym sensie zazdrościła swej podopiecznej. Rose marzyła o poślubieniu szlachcica i najwyraźniej nie liczył się dla niej wygląd ani charakter przyszłego pana młodego. Nie miała dużych wymagań. Pozostawało jedynie przekonać lorda Kilcairna, że nie będzie musiał się wstydzić za kuzynkę, a potem szybko znaleźć odpowiedniego kandydata i ustalić datę ślubu. W końcu zdecydowały się na ulubioną suknię Alexandry, z bladożółtego muślinu z niebieskim gałązkowym wzorem. Podwinęły ją trochę i o wpół do szóstej zeszły do jadalni. Zza uchylonych drzwi dobiegał ostry głos Fiony Delacroix. Po chwili usłyszały cichą odpowiedź hrabiego. Alexandra nerwowym ruchem poprawiła dziewczynie rękaw. Lord Kilcairn został w domu na kolację, choć nigdy tego nie robił. Była ciekawa jego reakcji. - Głowa wysoko - szepnęła. - Jakby cię nie obchodziło, co o tobie myślą ludzie. Rose skinęła głową i weszła pierwsza do jadalni. Hrabia wstał na ich widok. Jego szare oczy przesunęły się po kuzynce, a następnie pomknęły ku nauczycielce. - Kuzynie Lucienie. - Dziewczyna dygnęła i usiadła na krześle, które podsunął jej Wimbole. - Co masz na sobie? - zapytała matka surowym tonem. - Nigdy nie widziałam... - Właśnie - zawtórował jej siostrzeniec. - Przynajmniej raz wyglądasz jak człowiek. Rose uśmiechnęła się, a Alexandra wolno wypuściła powietrze z płuc.