Chociaż było ich czterech?
Odpowiedziała mu cisza. Milla zdjęła bejsbolówkę i przeczesała ręką spocone włosy. - Śniłam o tej chwili - powiedziała wreszcie. - O tym, kiedy znowu go spotkam. Marzyłam, by dorwać go w swoje ręce. Wydusić z drania wszystkie odpowiedzi. Nawet jeśli oznaczałoby to poświęcenie własnego życia. - O, na pewno byś je poświęciła. Wszyscy czterej goście nosili schowaną pod ubraniami broń. Może zauważyłaś. an43 50 Nie, nie zauważyła. Poza twarzą człowieka, którego ścigała od dziesięciu lat, nie zauważyła w zasadzie niczego. Cóż, wygląda na to, że facet, który ją tak brutalnie uziemił, przy okazji ocalił jej życie. KE pozywa Polskę w sprawie kodeksu łączności elektronicznej. Minister uspokaja Stękając ciężko, podniosła się na nogi. Zabrała koc porzucony nieopodal. Noktowizor leżał obok pobliskiego nagrobka. Pistolet, który miała w kieszeni, zniknął. Najwyraźniej zabrał go napastnik. Ból głowy wrócił, uderzając z nową siłą. Aż zemdliło ją od tępego pulsowania w skroniach. - Wracajmy do domu - powiedziała zmęczonym głosem. Być tak blisko i nic nie osiągnąć. Czuła gorzki smak porażki niby suchy popiół w ustach. W milczeniu wrócili do samochodu. Kiedy mijali knajpę, wściekłość znów zatrzęsła Millą. Pod wpływem impulsu cofnęła się do wejścia knajpy i pchnęła drzwi tak mocno, że uderzyły z impetem o ścianę. Zniszczone twarze miejscowych zwróciły się ku niej, patrząc z zaskoczeniem przez chmury wypełniającego lokal dymu. Nie weszła do środka. Zamiast tego powiedziała po hiszpańsku: - Jestem Milla Edge. Pracuję dla Poszukiwaczy w El Paso. Zapłacę dziesięć tysięcy dolarów temu, kto powie mi, jak znaleźć Diaza! W Meksyku musiał żyć z milion Diazów. Ale sądząc po ciszy, która zapadła w kantynie, natychmiast zrozumiano, o kogo chodzi. Zdarzało się jej przedtem oferować nagrody: już dziesięć lat temu za każdą informację prowadzącą do schwytania porywaczy Justina Boone'a. Potem były niezliczone łapówki, mordidas, i opłacona armia an43 51 informatorów. Takie efektowne wejście do zapyziałej knajpy w zabitej dechami wsi nie mogło przynieść nic dobrego, ale przynajmniej czuła, że coś robi. Człowiek, który zrujnował jej życie, był w tej wsi, za kościołem, i mógł nazywać się Diaz. Strzał na ślepo, ale... kto wie. W meksykańskich knajpach z zasady nie spotykało się kobiet (z Kadry wyjątkiem prostytutek). Jeden z miejscowych zaczął powoli się podnosić, w tym momencie Brian stanął za Millą, pozwalając się zauważyć. - Chodźmy - syknął, łapiąc ją mocno za ramię. Najwyraźniej nie żartował. . Milla wsiadła do starej półciężarówki, Brian zaraz po niej. Silnik odpalił od razu. Dwóch mężczyzn wyszło z knajpy, patrzyli, jak jankesi odjeżdżają. - Po co ci to było? - spytał Brian, wyraźnie zdenerwowany. - Zawsze powtarzasz, żeby niepotrzebnie nie ryzykować. A potem