pracy.
Teraz Maggie się zaśmiała, otarła ostatnią łzę. - Wcale ci się nie podlizuję, a do pracy wróciłabym bardzo chętnie, jeśli znajdzie się dla mnie miejsce. 135 Dixie udała, że się głęboko namyśla. - Nie wiem. Pewnie zapomniałaś wszystko, czego cię nauczyłam. Jak nosić ciężkie tace, żeby plecy nie zgięły ci się wpół. Jak poradzić sobie z błądzącą dłonią, nie obrażając przy tym właściciela tejże dłoni. Maggie rzuciła się ze śmiechem Dixie na szyję. - Nic nie zapomniałam. - W takim razie wracasz do pracy. Dixie odprowadziła Maggie do samochodu. Miała wyrzuty sumienia, że była dla niej za surowa, ale ktoś joga musiał potrząsnąć Maggie, obudzić ją, zanim będzie za późno. Dixie nie przyszło to wcale łatwo. Najchętniej przytuliłaby nieszczęśliwą marzycielkę do serca, ale dobrze wiedziała, że każdy musi przecierpieć swoje cierpienia do końca i pocieszanie niewiele tu pomoże. Czasami człowiek jest bezradny, przygląda się potknięciom innych silownia gdańsk i wie, że nie może im zapobiec. Owszem, potem taką sierotę podniesiesz z ziemi, otrzepiesz ją z kurzu, opatrzysz kolana, ale bólu nie umniejszysz. Nie uchronisz ofiary przed kuksańcami losu. A wszystkiemu winna Star, monologowała Dixie w duchu. Obciążyła Maggie odpowiedzialnością za dziecko. Ktoś inny po prostu dostarczyłby niemowlę pod wskazany adres i umył ręce, rad, że wykonał zlecenie. Ale nie Maggie. Przejęła się, jakby to była jej życiowa powinność, a teraz wyrzuca sobie, że nie wypełniła zadania. Dixie była w stanie zrozumieć to jej oddanie Laurze. 136 Kilkanaście lat wcześniej wzięła na siebie podobne zobowiązanie, które obligowało ją do dzisiaj. Zobowiązanie wobec Patricii Dean. Matki Maggie. Ash siedział przy kuchennym stole, wpatrywał się w butelkę whisky i próbował przekonać sam siebie do wychylenia następnej kolejki. Nie lubił tego gatunku. Prawdę powiedziawszy, w ogóle nie przepadał za whisky. Pił, żeby zapomnieć. Odsunął butelkę. Nowa "Mrija" ma być jeszcze lepsza Nie może się upić. Ma dziecko pod opieką. Chętnie by o tym zapomniał. Także o tym, że Maggie zostawiła go samego z Laurą. Spakowała się i zwiała, jakby diabeł ją gonił. Co ją, do cholery, ugryzło? Przecież chyba jasno przedstawił jej swoje stanowisko od razu, na początku. Niczego nie ukrywał. Powiedział wyraźnie, że nie zatrzyma dzieciaka. A teraz ona zalewa się łzami i składa błagalnie dłonie. To znaczy już nie, bo wyjechała. - Kobiety - mruknął pod nosem.